PRZECZYTANE - IDŹ, POSTAW WARTOWNIKA
Dawno temu, kiedy jeszcze byłam w gimnazjum albo szkole podstawowej oglądając filmy i seriale młodzieżowe, często słyszałam tytuł Zabić drozda. Ta książka pojawiała się wszędzie, jako motyw lub po prostu coś wartego uwagi. Moja ciekawość sięga wtedy zenitu i muszę dowiedzieć się: dlaczego wszyscy to znają?
Taki był mój powód sięgnięcia po Zabić drozda autorstwa Harper Lee.
Nigdy tego wyboru nie żałowałam. Jest to książka nawet nie godna uwagi. Śmiem powiedzieć, że jeśli jej nie czytałeś MUSISZ to zrobić w najbliższym czasie. Jest niezwykle wartościowa. Otwiera oczy, ale przede wszystkim serce i duszę. Tu nawet nie chodzi o to, żeby ją kochać, tylko zapamiętać, co czyni z Ciebie człowieka.
Po 55 latach Harper Lee wydała kolejną powieść, drugą w swoim życiu - kontynuację bestselleru sprzed lat. Nie mogłam w to uwierzyć, naprawdę. I choć bardzo chciałam ją kupić, jak to bywa w moim życiu, nie zrobiłam tego, tak jak innych stu, które zawsze chciałam. Ale pewnego pięknego dnia odwiedzając bibliotekę z myślą, że dziś tylko oddaję - zobaczyłam na półce Idź, postaw wartownika. Nawet nie zdążyłam pomyśleć: Nie dziś Yuzuki - po prostu to zrobiłam.
Ciężko mi było zacząć ją czytać dlatego, że niedługo po premierze Harper Lee zmarła. To mi dało poczucie, że nie napisze niczego więcej i jeśli okaże się, że Idź, postaw wartownika to pomyłka, to nie będzie mogła tego naprawić. Ale przejdźmy do samej lektury.
Kilkuletnia dziewczynka Skaut (w wersji, którą ja czytałam była to Smyk, nie wiem skąd ta druga wersja) z Zabić drozda dorasta. Teraz to dwudziestosześcioletnia Jean Louise Finch, która mieszka w Nowym Jorku i wraca na dwutygodniowe wakacje do rodzinnej miejscowości Maycomb. Właściwa akcje dzieje się przez kilka pierwszych dni jej pobytu, co sprawia, że książkę czyta się zadziwiająco szybko.
Nie ma w niej żadnego wielkiego zwrotu akcji, czegoś, na co właściwie czytelnik cały czas czeka, wszystko dzieje się stopniowo, nie nudzi, nie zatrzymuje akcji serca. Bardzo podobały mi się nawiązania do poprzedniej części, ale chyba szczególnie mocno pokochałam wspomnienia Skauta z dzieciństwa. Znowu uśmiechałam się do książki, jak podczas czytania Zabić drozda. Dlatego duży plus.
Poza tym głównym wątkiem jest nadanie Murzynom pełnych praw obywatelskich. Dzieciństwo nauczyło Jean Louise traktowania ich, jak normalnych ludzi. Prawdopodobnie było to związane z tym, że poniekąd wychowywała ją Murzynka. Jednak tylko Skaut pozostała wierna swoim przekonaniom z dzieciństwa. Zawodzi ją postawa jej ojca, adwokata, który kiedyś wiernie bronił osądzonego o gwałt czarnoskórego, a teraz siedzi po jednej stronie stołu razem z ukochanym swojej córki i najgorętszym przeciwnikiem Murzynów. To ją dotyka i traci zaufanie do swoich najbliższych. Nie rozumie Maycomb, które zastała, nie chce spędzić w nim reszty życia.
Jednak z opresji ratuje ją brat ojca, doktor Finch, którego postać bardzo polubiłam. Mówi on słowa zawarte w tytule powieści:
Jeśli mam być szczera z moim sumieniem, to z bólem serca stwierdzam, że zawiodłam się na zachowaniu głównej bohaterki. Rozumiem to, że chce być wierna swojemu sumieniu, że może tak wpłynęło na nią wychowanie, ale mam wrażenie, że nie toleruje zdania innych osób. Henry'ego, Atticusa, doktora Fincha. Stała się trochę egoistką, choć ciężko mi to stwierdzać.
Może patrzę na nią tak krytycznym okiem dlatego, że kocham postać Jema, którego już nie ma. Istnieje tylko we wspomnieniach i to one są dla mnie taką oazą spokoju. Brakuje mi też Dilla, ale cieszę się, że mogę o nich poczytać chociażby w czasie przeszłym.
Jak dalej potoczyły się losy Murzynów? Tego się z powieści nie dowiemy. Dlatego wydaje mi się, że ten wątek, jako główny jest nie do końca przemyślany. Zmiana myślenia wszystkich osób burzy harmonię stworzoną w Zabić drozda. I ja wiem, że ciągłe porównywanie jednej książki do drugiej jest niewłaściwe, bo to inna historia, ale na litość boską to nadal kontynuacja. I choć nic by się nie stało, gdyby przeczytał ją ktoś, kto nie czytał Zabić drozda, to nie zrozumiałby jej do końca. Nie tęskniłby za Jemem, nie wspominałby tej małej dziewczynki myślącej, że jest chłopcem z małą łezką w oku czytając wspomnienia z przeszłości. Pewnie oceniłby ją lepiej, niż ja.
Nie spodobało mi się zakończenie. Sprawiło, że Jean Louise nie kocham tak, jak kochałam Skauta. Może nawet ją trochę znielubiłam, jeśli mogę tak powiedzieć. Mimo to nie żałuję, że sięgnęłam po Idź, postaw wartownika. Nadal zawiera mądrość, którą tak cenię w Zabić drozda i nadal jest powieścią, którą warto przeczytać. Choć nie tak dobra, jak część poprzednia, której dałabym 12/10, to takie słabe 7/10 jest odpowiednie. Chętnie zakupię własny egzemplarz i postawię go obok własnego egzemplarza Zabić drozda, którego również nie mam. Chyba coś poszło nie tak.
Dziękuję, że dotrwałeś do końca. To pierwsze moje spojrzenie na książkę zapisywane nieco bardziej profesjonalnie niż na Lubimy czytać, więc nie chłostajcie mnie. Z czasem będzie lepiej, z czasem się nauczę, nabiorę wprawy, zobaczę co jeszcze powinnam napisać, aby bardziej oddać realia czytanej powieści (lub innego rodzaju literatury).
Ciężko mi było zacząć ją czytać dlatego, że niedługo po premierze Harper Lee zmarła. To mi dało poczucie, że nie napisze niczego więcej i jeśli okaże się, że Idź, postaw wartownika to pomyłka, to nie będzie mogła tego naprawić. Ale przejdźmy do samej lektury.
Kilkuletnia dziewczynka Skaut (w wersji, którą ja czytałam była to Smyk, nie wiem skąd ta druga wersja) z Zabić drozda dorasta. Teraz to dwudziestosześcioletnia Jean Louise Finch, która mieszka w Nowym Jorku i wraca na dwutygodniowe wakacje do rodzinnej miejscowości Maycomb. Właściwa akcje dzieje się przez kilka pierwszych dni jej pobytu, co sprawia, że książkę czyta się zadziwiająco szybko.
Nie ma w niej żadnego wielkiego zwrotu akcji, czegoś, na co właściwie czytelnik cały czas czeka, wszystko dzieje się stopniowo, nie nudzi, nie zatrzymuje akcji serca. Bardzo podobały mi się nawiązania do poprzedniej części, ale chyba szczególnie mocno pokochałam wspomnienia Skauta z dzieciństwa. Znowu uśmiechałam się do książki, jak podczas czytania Zabić drozda. Dlatego duży plus.
Poza tym głównym wątkiem jest nadanie Murzynom pełnych praw obywatelskich. Dzieciństwo nauczyło Jean Louise traktowania ich, jak normalnych ludzi. Prawdopodobnie było to związane z tym, że poniekąd wychowywała ją Murzynka. Jednak tylko Skaut pozostała wierna swoim przekonaniom z dzieciństwa. Zawodzi ją postawa jej ojca, adwokata, który kiedyś wiernie bronił osądzonego o gwałt czarnoskórego, a teraz siedzi po jednej stronie stołu razem z ukochanym swojej córki i najgorętszym przeciwnikiem Murzynów. To ją dotyka i traci zaufanie do swoich najbliższych. Nie rozumie Maycomb, które zastała, nie chce spędzić w nim reszty życia.
Jednak z opresji ratuje ją brat ojca, doktor Finch, którego postać bardzo polubiłam. Mówi on słowa zawarte w tytule powieści:
Wyspą każdego człowieka, Jean Louise, jego wartownikiem, jest sumienie.
Jeśli mam być szczera z moim sumieniem, to z bólem serca stwierdzam, że zawiodłam się na zachowaniu głównej bohaterki. Rozumiem to, że chce być wierna swojemu sumieniu, że może tak wpłynęło na nią wychowanie, ale mam wrażenie, że nie toleruje zdania innych osób. Henry'ego, Atticusa, doktora Fincha. Stała się trochę egoistką, choć ciężko mi to stwierdzać.
Może patrzę na nią tak krytycznym okiem dlatego, że kocham postać Jema, którego już nie ma. Istnieje tylko we wspomnieniach i to one są dla mnie taką oazą spokoju. Brakuje mi też Dilla, ale cieszę się, że mogę o nich poczytać chociażby w czasie przeszłym.
Jak dalej potoczyły się losy Murzynów? Tego się z powieści nie dowiemy. Dlatego wydaje mi się, że ten wątek, jako główny jest nie do końca przemyślany. Zmiana myślenia wszystkich osób burzy harmonię stworzoną w Zabić drozda. I ja wiem, że ciągłe porównywanie jednej książki do drugiej jest niewłaściwe, bo to inna historia, ale na litość boską to nadal kontynuacja. I choć nic by się nie stało, gdyby przeczytał ją ktoś, kto nie czytał Zabić drozda, to nie zrozumiałby jej do końca. Nie tęskniłby za Jemem, nie wspominałby tej małej dziewczynki myślącej, że jest chłopcem z małą łezką w oku czytając wspomnienia z przeszłości. Pewnie oceniłby ją lepiej, niż ja.
Nie spodobało mi się zakończenie. Sprawiło, że Jean Louise nie kocham tak, jak kochałam Skauta. Może nawet ją trochę znielubiłam, jeśli mogę tak powiedzieć. Mimo to nie żałuję, że sięgnęłam po Idź, postaw wartownika. Nadal zawiera mądrość, którą tak cenię w Zabić drozda i nadal jest powieścią, którą warto przeczytać. Choć nie tak dobra, jak część poprzednia, której dałabym 12/10, to takie słabe 7/10 jest odpowiednie. Chętnie zakupię własny egzemplarz i postawię go obok własnego egzemplarza Zabić drozda, którego również nie mam. Chyba coś poszło nie tak.
Dziękuję, że dotrwałeś do końca. To pierwsze moje spojrzenie na książkę zapisywane nieco bardziej profesjonalnie niż na Lubimy czytać, więc nie chłostajcie mnie. Z czasem będzie lepiej, z czasem się nauczę, nabiorę wprawy, zobaczę co jeszcze powinnam napisać, aby bardziej oddać realia czytanej powieści (lub innego rodzaju literatury).
Ślepa, właśnie taka jestem. Nigdy tak naprawdę
nie otworzyłam oczu. Nigdy nie pomyślałam, by wejrzeć ludziom w serca -
patrzyłam tylko na twarze.
wydaje sie ciekawa, moze dodam ja do swojej listy, bardzo fajnie opisujesz powiesci, wierze, ze nabierzesz wprawy, tak jak mowisz!
OdpowiedzUsuńdorey-doorey.blogspot.com