PRZECZYTANE - MURY HEBRONU


Szczerze mówiąc nie miałam zamiaru pisać o Murach Hebronu, bo tak naprawdę nie wiedziałam co mogłabym o tej książce napisać. Chyba gdyby nie fakt, że została zadana do przeczytania na zajęcia, to nie sięgnęłabym po nią. Nie jestem również pewna jej popularności. Zdaje się, że znalazłam jedynie jeden post opisujący ją, a poza tym blogsfera milczy. To mi dało trochę do myślenia i zdecydowałam, że chciałabym coś napisać, tylko pojawił się problem CO ja mogę napisać.

Są takie książki, w przypadku których określenie jakichkolwiek cech jest niezwykle trudne. No bo chcesz powiedzieć, że dobrze ci się ją czytało, po czym pomyślisz: kurcze, ale nieładnie jest mówić, że dobrze czytało się o czymś takim. Nie możesz powiedzieć, że ci się podobała, bo wyjdziesz na nieczułego drania. 
Taki właśnie problem jest z książką Andrzeja Stasiuka Mury Hebronu.

Kiedy tylko wyszedł pomysł, żeby na zajęcia przeczytać ten zbiór opowiadań wiele osób zareagowało sceptycznym NIE.Dlaczego? Opowiadania Stasiuka są uważane za drastyczne, obrzydliwe, a niektóre sceny zapadają głęboko w pamięć i nie sposób ich zapomnieć. Jeszcze zanim ja się za nią zabrałam usłyszałam średnie opinie. Ale nie dlatego, że źle się ją czytało, tylko chodzi właśnie o te sceny. Jedna dziewczyna powiedziała nawet, że nie mogła spać po jej przeczytaniu.

Byłam naprawdę ciekawa, co w niej znajdę, czy faktycznie będę się bała tego, co przeczytam, ale trochę się zdziwiłam. Może dla kogoś, kto nigdy nie czytał ani nie oglądał niczego bardziej drastycznego, Mury Hebronu mogły wywołać obrzydzenie i lęk. Ja jednak swojego czasu czytałam większość takich książek. To znaczy może nie były od deski do deski wypełnione przekleństwami, biciem, morderstwami, chorym erotyzmem, ale gdyby połączyć takie sceny z każdej z nich, to wyszedłby taki ładny Stasiuk. Dlatego ja nie byłam zaskoczona.

Nie mogę powiedzieć, że nie wywarła na mnie wrażenia. Wchłonęłam ją w trzy dni, choć nie było mi przyjemnie jej czytać, ale Stasiuk pisze w naprawdę lekki sposób. Perfekcyjnie operuje brzydkim językiem. Ale uważny czytelnik właśnie zauważy drobne szczegóły, czyli bardziej poetycką część opowiadań.

"Mówić mówić mówić. Mówić. Własne słowa, jedyny dowód na to, że nie biorę udziału w zabawie szaleńców, że nie jestem wyspą dryfującą po przeraźliwym morzu. Morzu, którego istnienia chciałem się pozbyć. Ale jestem wyspą. Szaloną na szalonym morzu."

Czy ten fragment nie jest ładny? Takich cząsteczek znalazłoby się więcej, ale czasami trudno je zauważyć między parzącymi przekleństwami zdaniami.

Pozostaje pytanie: czy warto ją czytać? Tak. Wszystko to, co napisałam może świadczyć o jej treści negatywnie, ale ciężko mi ocenić pozytywnie gwałt na własnej matce, kradzieże, wykorzystywanie, gwałcenie kotów, czy bicie aż do śmierci. Ale czyta się to dobrze mimo, że czasami skręci żołądek z obrzydzenia. Chyba bardziej do mdłości doprowadzą sceny uprawiania seksu niż pobicia. O nich pisze się nawet w zwykłych obyczajówkach, więc to dla czytelnika żadna nowość. No i kolejna sprawa: Mury Hebronu znajdują się na liście stu polskich książek, które każdy powinien przeczytać.

Jaką niosą za sobą wartość te opowiadania? Szczególnie Opowieść jednej nocy, która zajmuje zdecydowanie większą część książki i opisuje po prostu kryminalne życie mężczyzny, które ten opowiada "małolatowi". Siedzą w więziennej celi i on mówi mówi mówi. Taką formę można nazwać monologiem opowiedzianym, jak w przypadku Upadku Camusa, ale jednak są fragmenty, które od tej formy odchodzą, także uważałabym z takim dosadnym stwierdzeniem. Książka Stasiuka jest prawdziwa. Wszystko wydaje się naprawdę realistyczne, choć nie jest to autobiografia, a bohater wykreowany, to widać, że autor musiał mieć styczność z więzieniem. I miał, dlatego napisał w 1986, ale ze względu na, jak już wspominałam, ogromny zasób wulgaryzmu, wydał dopiero w 1992 roku.

Nie chcę opisywać wam treści, bo opisując jedno wydarzenie musiałabym nawiązać do kolejnego i tym sposobem streściłabym całość, a wtedy nie musielibyście w ogóle po nią sięgać. Jednak do tego również namawiać was nie będę. Nie jest to przyjemna lektura na ciepły wiosenny wieczór. Jeśli chcecie szoku i dramatu to owszem, ale później raczej sięgnijcie po coś lżejszego. Sama mówię, że pewnie nie sięgnęłabym po nią gdyby nie była zadana na zajęcia. Ano i jeśli jesteś poniżej szesnastego roku życia, to raczej sobie odpuść, przynajmniej na razie.

Przepraszam, za tak chaotyczny opis moich przemyśleń na temat Murów Hebronu, ale ciężko zebrać myśli. Jednakże nie żałuję, że ją przeczytałam. Jestem z osób, które wolą starsze książki, mniej znane, niż zupełne nowości, choć od nich również nie uciekam. Czytam to, co wpadnie mi w łapki, bo myślę, że aby mieć dobry ogląd na literaturę, trzeba spróbować wszystkiego. Klasyki, nowości, romansów, komiksów, obyczajówek i fantasy.

Trzeba być otwartym na to, co oferuje nam świat sztuki, prawda?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CHOLERNY PERFEKCJONIZM

WSZYSTKIE CHWILE, KTÓRE UKRYŁAM W PIOSENKACH

o tym kim byłam i kim teraz jestem