Żyję z muzyką od zawsze i wiem, że nie ma dla mnie życia bez niej. Choć sama dawno temu stwierdziłam, że jestem raczej wzrokowcem (zawsze na szkolnych testach łapałam się na tym, że wyobrażam sobie kartkę z opracowaniem tematu, wiem dokładnie, w którym miejscu była odpowiedź na to jedno konkretne pytanie, na które w tamtym momencie nie potrafiłam odpowiedzieć), to wiem, że ucząc się, dobrze robi mi czytanie tekstów na głos, jakoś lepiej przyswajam wiadomości. Choć z drugiej strony czytanie na głos jakiegoś tekstu pierwszy raz, wpada jednym uchem i wylatuje drugim, totalnie. Przypominam sobie wtedy te liczne razy, kiedy w gimnazjum polonistka prosiła o przeczytanie tekstu, robiłam to bez problemów, potem pytania i odpowiedzi bez zastanowienia - przecież przed chwilką to przeczytałam, wiadomo. No dla mnie to był w pewnym sensie problem. Ja czułam, że czytam dla kogoś, a nie dla siebie, nie potrafiłam zakodować tego, co wypada z moich ust. Dlatego nie potrafię słuchać audiobooków, a zadania "ze słuchania" podczas nauki języków jest moim najgorszym koszmarem.
Podsumowując: żyję z muzyką od zawsze, ale nie potrafię słuchać. Ale słuchać za pierwszym razem, bo im częściej czegoś słucham, tym lepiej zapamiętuję, co nie sprawdza się, rzecz jasna, w słuchaniu audiobooków - musiałabym całe życie słuchać tylko jednej książki, przysięgam.
Ale to tylko jakaś część "słuchania" w moim życiu. Bo ja przyszłam opowiedzieć o czymś trochę innym.
Znacie to uczucie, kiedy nagle słyszycie piosenkę, a w waszej głowie pojawia się konkretne wspomnienie, jakaś osoba, jakaś wyjątkowa emocja? Fragment jednej piosenki, a wy zatracacie się w tym, co właśnie samoistnie dał wam do czynienia mózg. Ja to znam doskonale i jest to jedna z tych cech muzyki, za którą ja uwielbiam ją jeszcze bardziej (bo wszystkie pozostałe są raczej powszechnie znane i szeroko omawiane przez większość osób żyjących z muzyką). Czasem to tylko jeden wieczór, podczas którego po prostu znalazłam jakąś konkretną piosenkę, przeglądając YouTube'a, a czasem to cały wielki dzień, który wiem, że zostanie w mojej pamięci do końca życia.
Pozostają tajemnicą i zagadką jeszcze te wszystkie utwory, o których zapomniałam autentycznie i dopiero czekają na swoją wielką chwilę - czekają na moje usłyszenie i niespodziewane wtargnięcie wspomnień. A ja naprawdę nie mogę się doczekać tych wszystkich chwil.
Nie chcę wymieniać każdej piosenki, z którą mam konkretne wspomnienie, bo to tak nie działa. Najpierw słyszę lub czytam tytuł i on sam brzmi w mojej głowie, dopiero wtedy pojawiają się obrazy. Albo zupełnie odwrotnie - znajduję się w miejscu, które przypomina mi o chwili słuchania piosenki.
Weźmy taki przykład. Wypad do Krakowa. Nie znam nazw krakowskich ulic, nie znam konkretnych miejsc - jestem po prostu zwiedzającą turystką. Ale nagle w drodze na Wawel, idąc jedną małą uliczką, przypominam sobie tę chwilę. Jeden moment, jeden dzień, być może był to mój jedyny raz w Krakowie, a ja przypominam sobie masz konkretną uliczką. I nie jest to zwyczajny masz, bo to ja i moje przyjaciółki, ramię w ramię w kolonijnym składzie wędrujemy Krakowem śpiewając "Benia, mała Benia, znasz ją może ze słyszenia". Potem stwierdzam, że tak, to przecież była ulubiona piosenka tych kolonii, a raczej nasz hymn tych kilku wspólnych dni. "Benia" była tutaj, "Benia" była śpiewana też na rynku, kiedy siedząc długi czas na brukowanym chodniku rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, odpakowywałyśmy świeże zakupione płyty i jadłyśmy Bake Rollsy. W mojej głowie wygląda to jeszcze bardziej szczegółowo, przysięgam.
I tak mogłabym wymieniać. Spojrzałabym na listę piosenek, zespołów, artystów i mówiłabym, że tę piosenkę poznałam w taki i taki sposób, a ta kojarzy mi się z jednym upalnym wieczorem zeszłego roku, a ta była hymnem wakacji dwa tysiące dwanaście. A tą mam zawsze w sercu, bo widzę w niej kogoś bliskiego mojemu sercu. I tak mogłabym wymieniać, wierzcie mi.
Gdzieś w sercu czuję, że gdybym straciła muzykę, straciłabym też część tych wspomnień, część siebie, bo przecież to wszystko mnie stworzyło. Ja nieustannie powtarzam, że wszystko, co dzieje się w moim życiu, czego doświadczam, słucham, wszystko, co oglądam i czytam, kształtuje mój środek, moją duszę i moją osobowość.
Czy mogłabym być tą samą osobą bez wspomnienia krakowskiej "Beni"?
Może to wszystko głupie i niedorzeczne, ale tak właśnie dzieje się w mojej głowie. Tym jest dla mnie muzyka. Nawet jeśli czasem przywołam sobie na własne życzenie bardziej przykrą chwilę z przeszłości to wiem, że tak miało być. To właśnie musiało się wydarzyć i bez tego nie byłoby takiej mnie. Taką drogę dla mnie przygotował i choć ode mnie tylko zależy, jak to wszystko się potoczy, nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja tylko staram się przeżyć moje życie najlepiej jak potrafię - potykają się i popełniając błędy, ale czy tylko ja?
Muzyka to piękna sprawa. Działa na każdego z nas zupełnie inaczej, inne emocje przywołują nam inne utwory i melodie i to jest takie fascynujące. Kiedyś na pewno podzielę się jakimiś muzycznymi wspomnieniami, bo czasem są tak wyjątkowe i tak niezwykłe, że aż chce się opowiedzieć je światu. Kto wie, może ktoś teraz stwierdził, że faktycznie tak jest, ale nigdy tego nie zauważył. Muzyka to piękna sprawa, to jedna z tych rzeczy, która wyszła człowiekowi wyjątkowo bardzo.
Komentarze
Prześlij komentarz