"KWIAT ŚNIEGU I SEKRETNY WACHLARZ" PO RAZ DRUGI

Pięć lat temu, kiedy nie skończyłam jeszcze osiemnastu lat, poruszyła mnie w środku po raz pierwszy. Kilka miesięcy później zrozumiałam, że to książka, która jest siekierą na zamarznięte morze wewnątrz mnie i potem śmiało nazywałam ją jedną z moich ulubionych powieści. Pięć lat później, tu, gdzie jestem teraz, od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl A co jeśli to już nie jest to? Co jeśli dziś, nie znajdę w niej tylu wartości? Co jeśli dziś, ani już nigdy więcej, nie zapłaczę, myśląc o tym, co ze mną zrobiła? Więc przeczytałam jeszcze raz. Sięgnęłam po nią z drżącym sercem, z obawą, że już nie jest to tym, czego szukam dzisiaj, a jej niebagatelny wpływ na moją duszę pozostanie tylko wspomnieniem. W końcu minęło pięć długich lat, które bardzo mocno kształtowały moje gusta i czytelnicze poszukiwania, studia wiele mi pokazały, ja wiele zrozumiałam, więc inne patrzenie na czytane przed laty książki jest zupełnie normalne. Idzie to, rzecz jasna, w dwie strony, więc mogę równie mocno pokochać coś, czego nie lubiłam przez wiele lat.

W przeszłości przeczytałam pięć powieści Lisy See i historię jej rodziny. Myślę, że to całkiem nieźle, żeby móc mówić o niej, jako autorce w ogóle. Mogę wyrobić sobie opinię, choć przecież wyrobiłam ją sobie już dawno temu. "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" to powieść, która kiedyś wpadła w moje ręce zupełnie przez przypadek. "Marzenia Joy", która była pierwszą książką Lisy See, jaką przeczytałam w ogóle, pozostawiła we mnie bardzo dużo frustracji, ale sprawiła też, że chciałam więcej czytać o Chinach. Jednego dnia zobaczyłam "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" w markecie, tym przepięknym wydaniu, które kosztowało mnie całe dziesięć złotych i przepadłam na dobre. Chciałam więcej i więcej.

 

Teoretycznie jest to powieść historyczna. Taką przypisano jej metryczkę, ale ja się przyznam, że nie jestem pewna, czy się z nią zgadzam. Poniekąd tak, bowiem akcja ma miejsce w XIX-wiecznych Chinach, pokazuje realia społeczne, obyczaje, ale i dzieje Chin w tymże czasie - z naciskiem na sytuację mieszkańców różnych statusem społecznym. Dla mnie, jako osoby uwielbiającej XIX-wieczne opowieści, obyczaje i realia, jest to świetna sprawa, a Chiny są absolutnym zaskoczeniem. Porównanie tego, co działo się wtedy na końcu Azji, a tego, o czym opowiada Jane Austen - przepaść całkowita. Ale jakże fascynująca.

Opowieść z perspektywy Lilii, córki ubogiego rolnika z prowincji Puwei. Jej los odmienia się, kiedy dostaje propozycję zawarcia związku laotong z Kwiatem Śniegu - dziewczynką z bogatej rodziny, mieszkającej w Tongkou, a swatka stwierdza, że stopy Lilii będą w przyszłości najpiękniejsze w całej okolicy, co tym bardziej pomoże jej wejść do wysoko postawionej rodziny. Poznajemy życie Lilii od narodzin, aż do śmierci, kiedy spisuje swoją historię - dopiero wtedy może zerwać maską, opowiedzieć całą prawdę nie narażając przy tym swojej rodziny na hańbę z powodu kobiecych wyznań, bowiem wszystko, co zapisała, zostanie spalone w dzień jej pogrzebu. Perspektywa Lilii pozwala czytelnikowi poznać Kwiat Śniegu bardzo subiektywnie - widzimy to, co ona widziała, nie wiemy nic ponad jej własne myśli, co sprawia, że i dla nas jest ona większą tajemnicą. Mimo wszystko poznajemy jej życie, obserwujemy jej poczynania, a przede wszystkim relacje, jakie tworzą się między bohaterkami.

XIX-wieczne Chiny to świat pełen konwenansów, reguł i obyczajów niezmiennych od lat. Lilia opowiada przede wszystkim o kobietach. I chyba właśnie to uderzało mnie najbardziej od pierwszych stron. Wydaje mi się, że kiedyś, czytając, znacznie bardziej skupiałam się na więzi między laotong, na przyjaźni i bezgranicznej miłości - albo miłości w ogóle. Miłości upragnionej, miłości nieoczekiwanej, miłości zaplanowanej, do syna, do córki, do męża. Przeżywałam wtedy zawiłe relacje i emocje im towarzyszące, wgłębiałam się w najtrudniejszą możliwą miłość, czyli uczucia matki i córki. 

Te relacje bolą od pierwszych stron, przysięgam.

Dziś widzę kobietę. Rozpaczliwe pragnienie wolności kobiety o wielkiej duszy. Jednak ta kobieta jest zbyt krucha, by przeciwstawić się zasadom. Posłusznie wykonuje zadania, jakie stawia się dziewczynkom, nastolatkom, a potem żonom. Bez zająknięcia, bez płaczu, bez chowania się. Posłusznie pozwala sobie skrępować stopy, by ostatecznie otrzymać za to sowitą zapłatę, wychodzi za mąż za człowieka, którego pierwszy raz w życiu widzi po ślubnej ceremonii, wykonuje zadania stawiane przez teściową i cieszy się z narodzin pierworodnego syna, który zapewnia jej lepszą pozycję w domu. Kwiat Śniegu przeżywa to samo, bo taki los kobiety, jednak w zależności od sytuacji majątkowej rodziny, do której wchodzi kobieta, role spełniać musi odrobinę inaczej. Porównanie stanu ich życia, zachowań, zasad panujących w rodzinie - wszystko to składa się na fascynujący, ale przede wszystkim okrutny obraz chińskich obyczajów.

 

"Przez całe życie tęskniłam za miłością.
Wiedziałam, że jako dziewczyna, a później kobieta
nie powinnam jej pragnąć ani oczekiwać, a jednak
tęskniłam za nią i właśnie to niczym nieusprawiedliwione pragnienie
stało się źródłem wszystkich udręk, jakich doświadczyłam".

 

"Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" roztrzaskała moje serce na kawałki. Już od pierwszych stron, czułam wzruszenie i ogromny smutek, który wzbierał się wewnątrz mnie, gotowy do wybuchu. Przyjaźń, miłość, rodzina, ból, śmierć i całe życie w roli kobiety, która zawsze rodzi się jako bezużyteczna gałązka. Oczywiście, czytamy także o rodzinach, w których dziewczynka jest kochana, ale przede wszystkim dlatego, że jest jedynym dzieckiem. Lilia, która usilnie pragnie miłości swojej matki, która z jednej strony próbuje zrozumieć jej postawę, wierzy w jej miłość, która musi być właśnie taka, naznaczona przede wszystkim bólem, bo do tego musi przygotować swoją córkę, jednak ostatecznie nigdy nie wybacza jej skrywanych tajemnic. Ostatecznie widzi, czym dla niej była i jaką rolę pełniła w swoim domu - swoim małżeństwem miała poprawić materialną sytuację rodziny i do tego była hodowana. Życie córki jest naznaczone cierpieniem, choć w rodzinnym domu jest ciężko, wyprowadzka do domu męża jest jeszcze gorsza - kobieta w domu męża nigdy nie jest u siebie, zawsze tam jest gościem i będzie nim, dopóki nie zostanie panią domu, po śmierci teściów, gdy spłodzi syna. To syn daje jej szczęście, pozycję w domu i względnie dobrą przyszłość. Dlatego nienawidzi się córek - obniża ona pozycję swojej matki. Jednak wkładając wysiłek w jej wychowanie, ostatecznie obdarza się ją miłością. To matka uczy córkę zasad, podstawowych czynności, krępuje jej stopy, uczy bycia żoną. To miłość skrywana pod maską konwencjonalnej kobiety, która nie ma prawa kochać córki tak, jak kocha się syna.

A jednak kobiety mają swoje życie. Mają swoje zdanie i postępują często tylko według własnego sumienia. Pismo nu shu, stworzone przez kobiety dla kobiet, jest doskonałym przykładem rodzącej się świadomości. No właśnie. Ta świadomość dopiero się rodzi. To takie zalążki feminizmu. Myśli Lilii bardzo często wychodzą gdzieś dalej, gdzieś wyżej, ponad to, co powinna myśleć i robić. Jednak to tylko myśli, bo sama czuje, że może być szczęśliwą kobietą tylko wykonując zadania przeznaczone dla kobiet. Jak ptaki zamknięte w klatkach. Ptaki, którym okrutnie obcięto skrzydła.


 - Cieszę się, że jesteśmy laotong - powiedziała, kładąc dłoń na moim policzku.
Potem zamknęła oczy i zasnęła.
Leżąc obok niej i patrząc na jej oświetloną blaskiem księżyca twarz, czując delikatny ciężar małej dłoni na policzku i słuchając coraz głębszego oddechu, zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób mogłabym sprawić, aby pokochała mnie tak, jak pragnęłam być kochana.

 

Związek laotong to główny wątek powieści. Przyjaźń kobiet, o tym jest ta historia. Takie same spędzają ze sobą całe życie - przechodzą razem przez wszystkie etapy dorastania i dorosłego życia. Czytając o ich szczęściu, usta same się uśmiechają. Ale tak samo działają te przykre momenty. Momenty bólu, sprawiały ból również mi. Czytając, byłam Lilią, więc nie mogłam być obojętna. 

Dziś wiem, może nawet znacznie bardziej, niż kiedyś, że to powieść, która będzie ze mną do końca życia. Która do końca świata będzie sprawiała mi ból, ilekroć ją przeczytam. Zaznaczyłam w niej tyle fragmentów, tyle cytatów, że mogłabym wykleić nimi ścianę. I to wszystko jest dla mnie takie ważne. Ta świadomość kobiet, która się rodzi. Ale jaki okrutny żal czułam, czytając o cierpieniach, jakie spadają na bohaterki. Moje serce rwało się na pół, kiedy Lilia cierpiała z braku miłości, kiedy opowiadała o rozpaczy z powodu śmierci dziecka. Bo dużo było tutaj śmierci, ale też wspomniana jest od samego początku, bo brak rozwiniętej medycyny, brud i brak odpowiednich warunków mieszkalnych sprawiał, że dzieci umierały bardzo często. 

Serce pękało mi widząc traktowanie dziewczynek i kobiet. Serce pękało mi, kiedy czytałam o stracie i bólu. A kiedy bohaterowie popełniali błędy, miałam ochotę ich rozszarpać. Ale byli po prostu ludzcy, każdy popełnia błędy, nawet Chinki w XIX wieku, potrafiły źle postąpić, obrać złą drogę i dobrać nieodpowiednie słowa. Nie wspominając o samotności i tęsknocie. No serce na milion kawałków, przysięgam.

I ostateczna konkluzja: czy "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" dziś jest dla mnie tak samo ważną powieścią? Jest nawet bardziej. Jednak dziś rozumiem znacznie więcej i dziś jeszcze bardziej potrafię utożsamić się z Lilią albo Kwiatem Śniegu. Ważniejsze jest dla mnie postrzeganie kobiet, bo sama czuję się kobietą, czytając o rodzinie, domu, czy dzieciach dotyka mnie bardziej, bo pewnie niedługo sama będę borykała się z różnymi kobiecymi sprawami. Jest to historia, która zostanie ze mną za zawsze, dziś wiem to na pewno.

Jeśli szukacie fascynującej opowieści o przyjaźni i pragnieniu miłości, musicie poznać powieść Lisy See. Myślę, że niejedna czytelniczka wyleje morze łez, utożsamiając się z bohaterkami. Słuchajcie, to jest naprawdę wartościowa lektura. Dziś chyba nie jest już znana i rozchwytywana, a to wielka strata. Jeszcze żadna historia życia nie wpłynęła na mnie tak bardzo. Żadna opowieść nie mówi tak dosadnie o tym, jak ważna w naszym życiu jest prawdziwa miłość i przyjaźń, bo w tym przypadku to jedno słowo - laotong. Ja nie mam w moim życiu kogoś takiego i wiem, co znaczy uporczywie pragnąć miłości przyjaciółki. Wiem, co znaczy nosić w sobie ogromną pustkę, której nie wypełni żaden inny człowiek, żadna książka, czy inne rzeczy materialne - jeśli macie swoją laotong, przetrwacie wszystko. Tylko musicie wspierać siebie wzajemnie, być przy sobie i słuchać siebie. Bo czasem zabraknie jednej z tych rzeczy, a wy nie wybaczycie sobie do końca życia. 

Żadna książka nie zabolała mnie tak mocno, powtórzę to setny raz.

 

My, panna Kwiat Śniegu z wioski Tongkou i panna Lilia z wioski Puwei, pozostaniemy sobie wierne. Będziemy pocieszać się nawzajem miłymi słowami. Będziemy łagodzić niepokoje naszych serc. Będziemy razem szeptać i haftować w izbie dla kobiet. Będziemy praktykować zasadę trzech posłuszeństw i cztery cnoty. Będziemy przestrzegać wskazówek, zawartych w Pouczeniach dla kobiet, zawsze zachowując się przykładnie, jak przystało kobietom. Dzisiaj my dwie, panna Kwiat Śniegu i panna Lilia, wypowiadamy słowa prawdy. Przysięgamy sobie przyjaźń. Przez dziesięć tysięcy lat będziemy jak dwa strumienie w jednym ogrodzie. Przez dziesięć tysięcy lat będziemy jak dwa kwiaty w jednym ogrodzie. Zawsze blisko, nigdy nierozdzielone choćby jednym ostrym słowem. Będziemy laotong aż do śmierci. Nasze serca pełne są radości.

Komentarze

  1. O jejku... Dziwnie trafić tu po latach, tym bardziej, że jestem tym weteranem, który odwiedzał jeszcze insomnię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi dziwnie wracać tutaj dzisiaj, nie wiedząc, co dalej z tym zrobić. Niewiarygodne, że ktoś jeszcze pamięta insomnię.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

o tym kim byłam i kim teraz jestem

czy powinnam powitać się na nowo?

z rzeczy mniej przyjemnych