może raz wyszło mi coś dobrze, do następnego

Impulsy każą mi działać. Raz drgnie mi ręka albo zmarszczę nos, ugną się pode mną kolana i wtedy działam. Albo nie robię nic, zależy od impulsu. Więc kiedy zaświtała mi w głowie myśl, bardzo blada i niepewna, że może ja się nawet nadaję, bo skoro o książkach coś powiedzieć potrafię, to o filmach także - zrobiłam to. Poczekałam na jedną zgodę, która tam znaczy wszystko, a poza tym nie mówi o człowieku nic i zrobiłam.

(Często mówię, że trzy osoby na zajęciach to nic złego, bo rozmowa trwa, są zainteresowani, ale trudno mi przyznać, że gdzieś w środku jakiś głos pyta, co ja robię nie tak, w jaki sposób ich odstraszam, co mam zmienić, żeby było ich więcej. Głupi głos.)

A potem usłyszałam słowa nieśmiałego dwunastolatka, który nie ma przyjaciela do dzielenia swojej pasji i namiętnym rozmawianiu o tym, co ich oboje kręci:

Wiesz mama, oprócz moich urodzin, to był najlepszy dzień w moim życiu.

Może nie robię wiele. Może nadal robię niewystarczająco i za mało się staram, żeby wciągnąć do tych sal więcej młodych ludzi, ale jeśli naprawdę powoli zacznę zmieniać życie takiego dwunastolatka to dobrze. To chyba jestem na dobrej drodze. Tak to powinno wyglądać. Bo to coś więcej niż gadanie o książkach i filmach, czasem do rzeczy, czasem chaotycznie i niechlujnie. 

Czasem to tylko kilka słów. O najlepszym dniu życia, o zdobyciu przyjaciela, o wysłuchanie, o zdobycie pewności, że jest się kimś więcej, niż wszyscy sądzili. O zrozumienie, że bycie sobą, takim zwyczajnym, prawdziwym dzieckiem/nastolatkiem jest zupełnie wystarczające, żeby być najbardziej wyjątkowym na całym świecie. I potem ja też idę dalej, bo warto.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

o tym kim byłam i kim teraz jestem

czy powinnam powitać się na nowo?

z rzeczy mniej przyjemnych